niedziela, 5 grudnia 2010

Fundamenty cz. 2 - "Być czy mieć?"

Kolejnym pytanie, które chcę sobie zadać jest:

"Czy wolę 'być', czy może bardziej cenię 'mieć'? Jak umieściłbym się w tej skali?"

Myślę, że to pytanie jest związane z tym, czego pragniemy, co jest dla nas istotne. Człowiek może dążyć do powiększenia swojego majątku fizycznego lub też dążyć do rozwoju siebie jako jednostki. Zatem można podzielić ludzi na tych, którzy czerpią przyjemność z życia przede wszystkim poprzez posiadanie oraz na tych, którzy robią to nade wszystko przez bycie.

Zanim odpowiem sobie na pytanie gdzie ja się w tym znajduję, postaram się lepiej zdefiniować oba te bieguny.


"Mieć" - co tak właściwie kryje się pod tym słowem? 

Mieć, czyli inaczej 'posiadać'. Ten typ ludzi swoje największe marzenia, czasem skrywane, wiąże z bogactwem materialnym. Uważają, że szczęście da im posiadanie więcej. Dążą do dostatku materialnego i sprawia im to największą frajdę. Wizja sportowego samochodu, dużego domu z basenem, dostatku, egzotycznych podróży. To jest to o czym najbardziej lubią marzyć ludzie typu 'mieć'. Pochłania ich to i napędza ich ambicje i pasję. Jest to również postawa promowana przez kapitalizm, który rządzi dzisiejszym światem.




"Być"- co przez to rozumiem?

Są też jednak ludzie, których nie obchodzi zbyt wiele majątek. Oni chcą przede wszystkim "być" - być kochanymi, być kochającymi wobec innych, być zawsze szczęśliwymi (niezależnie od czynników zewnętrznych), być mądrymi, być dobrymi, być spełnionymi w rodzinie, być zdrowymi, być oświeconymi, być docenianymi... Można tak długo ciągnąć. 
Dużo częściej zgłębiają siebie samych. Starają się jak najlepiej poznać swoje 'ja'. Długie, szczęśliwie przeżyte życie, pełne przygód, miłości, spełnienia, zakończone największym zbliżeniem się do prawdy na temat życia, ciepłe ognisko domowe - to jest właśnie 'to coś' dla ludzi typu "być".


Gdzie ja się w tym znajduję? Na podstawie samych moich pragnień nie potrafię określić do której grupy należę. Chcę wszystkiego, co dobre. Weźmy się zatem za poglądy.
Kiedyś kompletnie nie obchodziły mnie pieniądze. Jedyne, co mnie obchodziło to rozwijanie siebie, capoeira, ciekawość świata i poczucie wielkiej przygody. Dla mnie istniało tylko 'być'. Nie była to zła koncepcja. Byłem niesamowicie z tym szczęśliwy.

Wnioski do jakich doszedłem były jasne. 
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mam wszystkie dobra na świecie jakie tylko mogę sobie wymarzyć. Mogę kupić wszystko, WSZYSTKO. Ha, powiedzmy sobie nawet, że jestem bogatszy od rządu Chin. Co się stanie kiedy coś mnie pozbawi tego bogactwa? Kiedy stracę wszystko, wszystkie materialne rzeczy jakie posiadam. Nie mam nic. Czy zmieniłbym się jako osoba? Kim jestem w tym momencie? Czy to nie jest tak, że w chwili kiedy zniknęło wszystko, co materialne, zniknąłem też ja? Czy w swoim materializmie nie zacząłem określać się rzeczami dookoła mnie?
Tak, zmieniłbym się. Byłbym niewyobrażalnie smutny. Byłbym nikim. Okazałoby się, że byłem określony przez rzeczy dookoła mnie.
A capoeira w pieśniach niesie przesłanie: "Hoje tem, amanha não tem"
Czyli 'dzisiaj masz, jutro nie' - i musisz się z tym liczyć. Znaleźć źródło szczęścia w czymś innym niż w posiadaniu. Kiedy zawierzamy nasze szczęście otoczeniu, nasze szczęście staje się zależne od tego otoczenia. Stajemy się żaglem na wietrze - tak jak zawieje, tak się miewa szczęście.
Jak dla mnie, to jest straszne.

Szczęście jest tak naprawdę umiejętnością radowania się. Prawdziwe szczęście nie jest zależne od rzeczy materialnych. Nasz mózg nie rozumie takiej koncepcji. To nie jest radość z nowego przybytku - to jest emocja. A emocje są zawsze tymczasowe. To jaki jest nasz obecny stan nie ma żadnego wpływu na to jak możemy się czuć. Jeżeli potrafisz się cieszyć, będziesz przeżywać bezustanny orgazm przez cały czas. Ja znam to uczucie. Myśląc, że szczęście jest zależne od pewnych rzeczy, doprowadzamy do tego, że nigdy nie jesteśmy syci. Zawsze jest kolejna rzecz, zawsze może być lepiej. I w ten sposób jesteśmy nieszczęśliwi i nieusatysfakcjonowani.




Ale jednak w międzyczasie doszedłem do innego wniosku. Zrozumiałem coś, co powiedziane jest w Biblii.
"Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz"
Człowiek na obraz Boga. Według mnie oznacza to, że każdy ma w sobie boską cząstkę - nadświadomość. Ma predyspozycje do nieskończonych możliwości.

Właśnie jestem w trakcie badania tego fenomenu. Wiem, że to działa, ale nie jestem w stanie na obecnym etapie pojąć jak to się dokładnie dzieje. Mogę zgadywać, ale zgadywanie to nie wiedza. Ale wiem, że tak jest. Być może zgłębianie tematu, medytacja, rozwój duchowy, kiedyś mi objawią prawdę.
Pierwszy mój kontakt z tą myślą o nieskończonych możliwościach nastąpił może 2-3 lata temu. Gdzieś pomiędzy pierwszą klasą liceum, a drugą. Swoją drogą to był dość przełomowy moment w moim życiu pod każdym względem. Trochę się pozmieniało. Osoby z mojej klasy pewnie część widziały :) No ale:
Powiedziałem wtedy, że coś jest niemożliwe. Mój ojciec optował za tym, że nie ma nic niemożliwego. Kiedy mój mózg odrzucił tą koncepcję, zacząłem argumentować. I wtedy on powiedział mi "Wymień mi jedną, JEDNĄ rzecz, którą ludzkość nigdy, ale to nigdy nie będzie w stanie osiągnąć. Pod warunkiem, że będzie tego chciała.".
Nie byłem w stanie znaleźć takiej rzeczy. Siedziałem i nie byłem w stanie znaleźć bariery nie do przeskoczenia. To zrobiło na mnie duże wrażenie i zmusiło do refleksji.

Jak to się ma do być czy mieć? Tak, że stwierdziłem, że można przecież zarówno 'być', jak i 'mieć'. Nic nie stoi na przeszkodzie.


Bardzo mnie zaczął nakręcać owy filmik:

Zacząłem sobie wyobrażać, że siedzę za kółkiem i po środku kierownicy widzę znaczek mustanga na żółtym tle.
Porsche

W The Sims 3 zbudowałem sobie posiadłość swoich marzeń. Kiedy już skończyłem, zamykałem oczy i przechodziłem się po niej tak jakby to była rzeczywistość. Wyobrażałem sobie życie jakie w niej płynie, rodzinę. Straszną frajdę mi to wszystko sprawia.

Zatem chcę i 'być' i 'mieć'.
Jednak z tego duetu, 'być' jest dla mnie ważniejsze. Mój rozwój duchowy, światłość umysłu, szczęście, rodzina, zdrowie, dobroć, promieniowanie miłością i zrozumieniem wobec wszystkich ludzi dookoła, no i miłość romantyczna. To są rzeczy, które przyjmuję jako podstawowe wartości w życiu, które warto pielęgnować (a do niektórych wciąż dążyć). Ta ostatnia sprawa... No cóż, ile razy by mi nie wyszło, zawsze sobie mówię, że widocznie czeka na mnie coś znacznie lepszego niż to, w co chciałem się wpakować :-)



To tyle ode mnie na ten temat :) Dziękuję za lekturę. Ja wracam do zgłębiania mądrych książek.
(dzięki Muszin ;) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz