Ten wpis będzie trochę bardziej osobisty ;) Czuję się tak niesamowicie, że muszę to wylać na papier. Bez redagowania, bez żadnych bzdetów.
Dzisiaj rozpocząłem z kimś dyskusję na temat wartości, które wyznaje człowiek. Zapytał się mnie: "czy ukradłbyś batonik ze sklepu w jakiejkolwiek sytuacji?"
Nie, to byłoby przeciw moim wartościom.
Następne pytanie brzmiało:
"Czy gdyby ktoś chciał zapłacić Ci milion.. miliard dolarów za kradzież batonika, zrobiłbyś to?"
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że odpowiedzią z absolutnej głębi mojego serca jest 'nie, nie zrobiłbym tego nawet za miliard dolarów'.
Uświadomiłem sobie w mig ile już dało poszukiwanie mądrości. Naprawdę nie ukradłbym batonika nawet za największą sumę na świecie.
Life is not about money. Wierzę z całego serca, że nie liczy się majątek tylko to kim jesteś i co robisz. Wszystko inne jest drugorzędne. Wszystko inne nie ma znaczenia.
Liczy się tylko pasja, tylko miłość, która pulsuje z Ciebie kiedy robisz to co kochasz i robisz to z absolutną perfekcją. Zupełnie jak w konfucjańskiej historii którą opisałem 2 posty temu i zostawiłem bez komentarza.
Tak naprawdę sprzątaczka, która wkłada całe swoje serce w zadanie które wykonuje jest równa prezesowi Procter&Gamble, prezydentowi USA, czy komukolwiek innemu. Ona jest doskonała, bo wykonuje to co naprawdę, naprawdę kocha. I robi to w 'tym' stanie umysłu.
Zrozumiałem, że chociaż chcę zostać przedsiębiorcą, to nie dla pieniędzy. Chcę zostać przedsiębiorcą dla wizji.
Tak jak Ratan Tata - hinduski absolwent Harvard Business School, prezes Tata Group, filantrop.
Chciałbym zbudować polskie Tata Group. Przedsiębiorstwo, które zmienia społeczność.
Przedsiębiorstwo, które rzeczywiście ma głęboką misję, a nie tylko pusty papierek napisany przez konsultantów, który to wszyscy mają w dupie. a zarząd traktuje jedynie jako drogę do większej kasy!!!
Chciałbym zbudować Facebooka, który jest codziennością milionów osób na całym świecie.
Chciałbym dać światu coś naprawdę rewolucyjnego, coś co ma znaczenie.
Chciałbym.. Chciałbym......
Od dziecka wiedziałem, że chcę założyć własną firmę. Wiem, że to jest prawdziwe przeznaczenie mojego krótkiego życia. Dziękuję Bogu, że odwiódł mnie od wybrania innej drogi. Myślałem nad pójściem na polibudę, uwielbiałem fizykę w liceum. Jednak zacząłem się w pewnym momencie zastanawiać co tak naprawdę chciałbym robić w życiu.
Więc tak padło na zarządzanie.
Nie mogło być innej decyzji. Wiecie, jaki jest najczęstszy wniosek pacjentów umierających w hospicjach? "Żałuję, że żyłem tak jak oczekiwali tego ode mnie inni. Żałuję, że nie postanowiłem żyć po swojemu."
Wybór polibudy byłby przejawem strachu. Konstruowałbym w tym momencie swoje więzienie.
Przejawem strachu byłoby uwierzenie, że praca w korporacji to moje powołanie. Mógłbym tak pracować, ale tylko po to żeby zdobyć własnym wysiłkiem kasę, doświadczenie i skilla dla celu ostatecznego.
Jak w Shawshank Redemption - tak naprawdę strach więzi ludzi. Nadzieja prowadzi do wolności.
Trzeba stanąć za tym co jest prawdziwe i tego się trzymać. Lać na mądrości z forów internetowych, magazynów o karierze, doradców zawodowych, gadanie osób trzecich. Oni nie wiedzą, nie obwiniajmy ich za to.
Nie ma potrzeby przejmować się pieniędzmi. Ludzie z pasją nigdy nie skończą na dnie. Mogą go liznąć, ale nigdy tam nie skończą.
Znacie Sylvestra Stallone'a? To ten facet, który wymyślił i zagrał Rocky'ego.
Napisał scenariusz do filmu i koniecznie chciał zagrać Rocky'ego. Wiedział, że to jest to co chce zrobić w życiu.
Sylvester tak przymierał głodem, że był zmuszony sprzedać swojego najlepszego przyjaciela, swojego psa, za 50$ koło monopolowego. W końcu dostał propozycję - 100,000$ za film, ale bez grania głównej roli. Odrzucił ją ledwo wiążąc koniec z końcem. Wkrótce zaczęły spływać kolejne propozycje, które dochodziły do 400,000$. Wszystkie odrzucił. Zgodził się na 25,000$ + rolę Rocky'ego. Pierwsze co zrobił, to poszedł wykupić swojego przyjaciela. Nowy właściciel wiedział o filmie. Sylvester zapłacił za psa 15,000$ i musiał zapewnić rolę w filmie.
Film tak przesiąkał duchem Stallone'a, że okazał się hitem. To nie było aktorstwo. To był po prostu człowiek ze stalową wolą, który tak naprawdę zagrał siebie. Robił to, co było jego najgłębszą wolą i przez to film stał się wyjątkowy.
Zrobię wszystko, żeby zrealizować swoją wizję, nie będę klękał przed ołtarzem strachu.
I refuse to feel weak.
Fortes fortuna adiuvat.
Będę trzymał kciuki. Zgadzam się z większością zawartych tez. Wyznacznikiem czegoś co określamy człowieczeństwem jest też pewna szczególna charakterystyka, stosunek ns do tego co robimy, co chcemy robić. Czy jest to dla nas tylko forma przeżycia, czy także coś więcej. Nie bójmy się marzyć!
OdpowiedzUsuńCześć Michał! Czy mógłbyś się do mnie odezwać na milleyka@hotmail.com?
OdpowiedzUsuńMonika z IPS ;)